poniedziałek, 30 listopada 2009

Jasne interesy

Gabinet Lorda Danzigera. Ciepły, późno letni wieczór w nadmorskiej Gedanii. Godzina 20.00
- Cześć Ministrant! -krzyknął Prezes organizacji Gedania
Found, wchodząc zamaszyście do gabinetu Owicza jak do swojej posiadłości.
-Cze, cześć... wydukał lekko przestraszony Lord.
Nikogo już nie było w Urzędzie, nawet sprzątaczek, jedynie starszy jegomość zatrudniony jako ochroniarz siedział w swej stróżówce na parterze dużego budynku, oglądając wiadomości w tefauenie, lekko przysypiając. Owicz nikogo nie spodziewał się o tej porze, a korzystając z ciszy panującej w mrocznych wnętrzach Pałacu kontemplował, co jakiś czas zerkając na dodatkowy monitor LCD ustawiony na jego biurku, na którym wyświetlał się podgląd placu budowy stadionu. Nic dziwnego, że nagłe, energiczne wtargnięcie niespodziewanego gościa zdenerwowało nieco Owicza. Co, u licha... pomyślał.
Wtem za Prezesem wbiegł także Lisek Mały Urwisek, przemykając sprytnie między futryną, a zamykającymi się samoczynnie drzwiami gabinetu, jednak nawet nie muskając ani drzwi, ani futryny.
- Cześć pracy! - powiedział Lisek podniesionym tonem, z lekkim uśmiechem na twarzy oraz rozlatanymi, jak zawsze, oczyma. Z jego oczu można było od razu wyczytać, że knuje coś interesującego.


- Ohohoh, chyba jakiś dobry interes się szykuje - pomyślał wnet Lord. W tym momencie jego posępna twarz rozpromieniła się nieco. Starał się jednak nie okazywać nadto swojego zaciekawienia i zmiany nastroju.
- Niech czują respekt przed Jaśnie Panem, hehehe... - syknął niesłyszalnie
W końcu wstał, wyprostował się i ożywionym glosem zwrócił się do nieproszonych gości, swoich dobrych znajomych:
- Dobry wieczór Panowie. A co to, nudzicie się, że o tej porze nachodzicie mnie tutaj? Coś ważnego?
- A, jadę właśnie ze Stolycy odezwał się Prezes, który najpierw rozsiadł się w wygodnym, skórzanym fotelu za dobrych kilka tysięcy złotych.
- W tak pięknych okolicznościach przyrody proponuję skosztować czegoś mocniejszego - rzekł Lisek sięgając po butelkę dobrej Whisky, a następnie rozstawił drogie szklanki  na dębowym biurku.
- Ok, o co chodzi? - zapytał ponownie  Lord, siedząc naprzeciwko Prezesa, w swoim ulubionym fotelu.
- Będziemy szerzyć w Gedanii kulturę picia - rzucił Lisek Mały Urwisek, śmiejąc się głupkowato i kończąc polewać Whisky. Narodził się właśnie świetny projekt.
- Przestań mi tu pitolić - zwrócił się do Liska Owicz. Mało Ci bredzenia głupot to sobie zorganizuj konferencję prasową - burknął dalej Lord.
- Panowie, skończcie tą dziecinadę - wtrącił się Prezes Gedania Found.
- A więc do rzeczy - chodzi o ten fajny lokal na rogu Długiej - Lisek pospieszył z konkretnym wyjaśnieniem.
- Jest juz rezerwacja, nie ma mowy. Poza tym dostaliście już za darmo dwa inne bardzo dobre lokale w tej okolicy - stwierdził stanowczo Owicz.
- Ale jaka tam rezerwacja, Pan Prezes ma dla nas coś specjalnego, nie jakiś tam parafialny biznesmen.
- Jestem właśnie po rozmowie ze znanym, nadzianym forsą aktorem z samej Wawy, Stolycy. Wy rozumiecie, Owicz, aktor ze stolycy w tej dziurze, kumacie o co chodzi? W dodatku ten od reklamy banku, rozpoznawalny, znany...
- Słucham dalej - odpowiedział Lord, tym razem okazując swoje zainteresowanie całą sprawą.
- No właśnie Pan aktor potrzebuje dobrego miejsca na rozwinięcie swojego biznesu. Tylko jak pomyśli, że musi stawać do przetargów, płacić jakieś czynsze, to się zniechęca, szkoda chłopa... I właśnie dlatego Pan Prezes dostanie ten lokal za darmo a potem opchnie go aktorowi za atrakcyjną cenę, bez żadnych ceregieli, procedur... - Lisek przedstawił tło sprawy oraz zarys planu.
- Dobrze, a co ja będę z tego miał? - zapytał Lord Danziger
- Wiadomo, że w dzisiejszym świecie nie ma nic za darmo - stwierdził Prezes. Ani ja, ani Pan Aktor nie chcemy niczego bez płacenia. Proponuję po pięćdziesiąt tysięcy dla Pana Lorda oraz Pana Liska, w gotówce. Dwumiesięczny czynsz za ten lokal do podziału fifty-fifty dla Panów. I coś specjalnego dla Pana, Lordzie: głos poparcia od znanego aktora ze Stolycy w spotach wyborczych za rok. Co Wy na to?
- Pięć dych i jeszcze głos poparcia od aktora z Wawy? Brzmi nieźle. Owicz rozmarzył się, na chwilę znalazł się jakby w innym wymiarze. Jego oczom ukazała się mgła a potem, na jej tle, piękny spot wyborczy, w którym znany na całą Polszę aktor wypowiada zdecydowanym, przekonującycm głosem swoją kwestię: "Popieram kandydaturę Pana Adama Owicza na stanowisko Prezydenta Gedanii. To człowiek prawy, uczciwy,  z wizją, rozumiejący potrzeby nasze i tego prężnie rozwijającego się miasta...". Wspaniałe...- westchnął pod nosem. W końcu większy kaliber, nie jakiś lokalny aktor, nie parafialny biznesmen - co cztery lata Ci sami... Ludowi spodoba się takie show, powinni to łyknąć jak tabletkę aspiryny. I zaraz potem ocknął się.
- Dobrze, zastanówmy się czy nie będzie problemów - kontynuował, jak gdyby nigdy nic.
- A co ma się stać? - odpowiedział migiem Lisek Mały Urwisek.
- Ciemny lud się nie zorientuje o co chodzi, o to jestem spokojny. A gdyby nawet to wypuści się bujdę, że oddajemy lokal po to żeby tu zbudować strefę prestiżu, żeby znanego aktora ściągnąć do naszego miasta, że będą nowe miejsca pracy. Powiemy na przykład, że Pan Aktor nie przychodzi tu po to, żeby zarabiać mamonę tylko po to, aby szerzyć kulturę picia, organizować szkółkę, pokazy. Zrobimy z niego bogatego filantropa. Oni, moi kochani podwładni gedanianie, to lubią. Lubią być tak jawnie oszukiwani. Czasami odnoszę wrażenie, że nie mogliby żyć bez tego. - ciągnął Lord. Zresztą, od czego mam Miśka i całe to biuro propagandy. Żądni kariery i pieniędzy żołnierze  już coś dobrego wymyślą - jak ogłupić przeciętnego zjadacza chleba. Przekują to w mig w jeden z moich największych sukcesów. I ciemna masa to zakoduje w swoich móżdzkach... - dodał wyraźnie zadowolony Owicz.
- Dziennikarze? Nie będą węszyć? Co z nimi? - zapytał Prezes.
- Hehehehehe - roześmial się szyderczo Lord. Żurnaliści, hehehehe.
- Wszyscy nasi - powiedział rozbawiony Lisek Mały Urwisek. Teksty na zamówienie piszą bez specjalnego proszenia. Nikt tu naszemu Lordowi nie podskoczy. A gdyby nawet znalazł się jakiś odszczepieniec toooo... Memory, five... I wszystko jasne. Jeden telefon i po sprawie. Spokojna glowa. Następngo dnia ukaże się kontrartykuł stwierdzający, że wszystko jest w jak najlepszym porządku  i medal nam przypną.
- Zabierzemy ich na darmową imprezę: wóda, panieny, parę znanych głów, biznesmenów i będą zadowoleni - Lord zabłysnął kreatywnością.
- Luzik. Okoliczni restauratorzy, handlarze? Nie będą się burzyć? Wiem, że niektórzy czają się na ten lokal, są podobno tacy, którzy czekają na ogłoszenie przetragu na wynajem. - Prezes nie dawał za wygraną, wolał dmuchać na zimne i być przygotowanym na różne sytuacje.
- No co Ty? - odezwał się Lisek. Przecież to prawie wszyscy albo nasi albo od Bananosa. A z Panem Bananosem mamy cichy układ. Nasza współpraca układa się dobrze. Nie widzę zagrożenia. A tych pozostalych, przypadkowych cudaków weźmiemy strachem. Zostawcie to na mojej głowie. Poza tym zawsze można wobec niektórych niepokornych zastosować "preferencyjne" stawki czynszów...
- W porządku, bierzesz to na siebie - powiedział Prezes do Liska.
- Taak, zostawmy to jemu - poparł Lord.
- Może się czepiam, ale prawnie nie będzie problemów? Rozpiszemy to jakoś w papierach?  - drążył Prezes.
- Gdybyś nie pamiętał to przypominam, że rozmawiasz z prawnikiem - wzburzył się delikatnie Owicz. Papier wszystko przyjmie, nawet największą bzdurę. A że glupio bedzie wyglądać? Kto by się tym przejmował...Znajdą się na to odpowiednie paragrafy. Ładnie to wszystko rozpiszemy, jakieś podkładki wymyślimy... Zresztą: w rejonowej znajomi, w sądzie znajomi, Donek przy sterze. Nikt nam tu nie będzie zaglądał. Tu jest sielanka, taka mała komuna - wyłożył Lord Danziger zadającemu pytania Prezesowi. Lisek Mały Urwisek przytakiwal zamaszyście głową.
- Well done! - krzyknął z angielska Prezes. To nie przeszkadzamy Adasiu. Chodź Lisek, idziemy!
Lisek Mały Urwisek wyszedl z Prezesem. Obaj, uśmiechnięci, przeszli korytarzem i szerokimi schodami zeszli do bocznego wyjścia na parking.
- Ach, jaki piękny dzień - westchnął Prezes zaciągając się głęboko powietrzem.
- Taaaak. - poparł Lisek. A wiesz co daje mi największą satysfakcję w tej robocie? - zwrócił się do Prezesa.
- Na pewno nie kasa, heheheh - odparł żartobliwie Prezes.
- Nie. Największą satysfakcję sprawia mi fakt, że mogę przysłużyć się temu miastu....Moją ciężką pracą...
Obaj roześmiali się do rozpuku, po czym wsiedli do aut.
Notka: powyższa scenka przedstawia fikcyjne postacie oraz fikcyjne wydarzenia rozgrywające się w wirtualnym mieście. Zbieżność nazwisk, nazw miejsc czy wydarzeń jest przypadkowa. Scenka nie ma żadnego związku z prawdziwymi wydarzeniami ani z artykułem Lokal od miasta bez przetargu? Tak, dla Marka Kondrata.

1 komentarz: