środa, 16 września 2009

Nie jestem naiwny

Czyli co najmniej 10 powodów, dla których nie wpłacę ani grosza datku na konto akcji wspierania budowy stadionu.
Zaczęło się. Wielka ściema (ups, miało być ściepa) narodowa na rzecz uzbierania kasy wystartowała. Szukanie naiwniaków i sposobu jak przy tej niespotykanej okazji jaką jest budowa stadionu wyssać jeszcze nieco dodatkowego grosza – ponad te kilkaset milionów złotówek już wydrenowanych z publicznej kiesy czyli z podatków, także moich.

A na co jest ta składka? Teoretycznie na wyposażenie stadionu: „Akcja nazywa się "Razem na rzecz stadionu". Pomysłodawcą jest Gdański Klub Biznesu, a realizuje ją Społeczny Komitet Wsparcia Euro 2012 w Gdańsku. Celem zbiórki jest wyposażenie stadionu i wspieranie (m.in. zakup sprzętu) młodzieżowych klubów piłkarskich.”
Ale zaraz. Przecież pieniądze na budowę całego stadionu niby były już zapewnione w momencie rozpoczynania jego budowy. Czyżby rozpoczynano inwestycję bez budżetu? Czegoś tu nie rozumiem…


Poza tym kilka miesięcy temu w różnych artykułach prasowych wręcz podniecano się jaki to stadion „będzie tani”: Ale tania ta Arena. Najpierw szacowano, że postawienie samej kopuły (bez projektu, prac ziemnych i zagospodarowania okolic) będzie kosztowało ~ 670 mln zł. A tu nagle okazało się, że w przetargu jakaś firma zaproponowała, że zbuduje boisko za „jedyne” 521 mln złotówek. Ale numer. Skoro tak to jesteśmy „do przodu” w stosunku do budżetu o 149 mln zł. Czyżby wyposażenie stadionu kosztowało więcej? A gdzie pieniądze przewidziane w budżecie na wyposażenie? Powinny zostać w naszej kieszeni?
Dodam, że za fakt "potanienia" stadionu wypłacono premię w wysokości 60 000 zł prezesowi miejskiej firmy budującej boisko. A jaka była w tym jego zasługa? Przecież żadna. Cena wynikała z ofert złożonych w przetargu. Oferty rzekomo są niejawne do momentu oficjalnego otwarcia. Więc patrząc logicznie premia powinna należeć się firmie, która wygrała przetarg i zaproponowała najniższą cenę gdyż to tylko dzięki niej nie wydaliśmy 149 mln więcej. Skoro tak to byłbym nawet za: wypłacić firmie 60 000 zł za to, że zaproponowała prawie 150 mln mniej za budowę w stosunku do przygotowanej kasy. Ale jaka w tym zasługa prezesa miejskiej firmy?
Cytat z Gazety „W” z lipca tego roku: - Kiedy zatrudniano mnie w spółce na kontrakt menedżerski, zaproponowano mi pensję dużo mniejszą niż oczekiwałem - mówi "Gazecie" prezes BIEG-u Ryszard Trykosko. - Miasto obiecało jednak, że jeśli będą dobre wyniki, zarząd otrzyma premie. Zgodziłem się. Spółka osiągnęła sukces, na budowie stadionu zaoszczędziliśmy 140 mln zł, a wszystko idzie zgodnie z planem. ”
Skoro jest 140 mln oszczędności to znaczy, że o wyposażenie stadionu nie ma się co martwić. A pieniądze zarezerwowane w budżecie inwestycji na pokrycie kosztów wyposażenia powinny wrócić do kasy miasta. Więc po co narodowa zrzutka?
No i Panie Ryś: jeżeli ktoś mi oferuje kontrakt za mniej niż oczekuję to po prostu nie przyjmuję takiej oferty pracy. Droga wolna.
Biorąc pod uwagę powyższe nie wpłacę ani grosza na rzecz tego komitetu czy funduszu gdyż:
- najprawdopodobniej nigdy nie zobaczyłbym rzetelnego rozliczenia tej składki – ile kasy zebrano, ile i na co wydano,
- duża część potencjalnie uzbieranej kwoty pójdzie na „obsługę” zbiórki: tablice pamiątkowe, listy z podziękowaniami, biby z okazji przecinania wstęgi i inne pierdoły,
- budowa stadionu już rujnuje budżet miasta,
- nie zamierzam fundować Panu Rysiowi i jemu podobnym kolejnych premii,
- nie zamierzam przykładać ręki do sponsorowania powołanych przy okazji konieczności "obsługi" tego funduszu dobrze płatnych, "superważnych i odpowiedzialnych" stanowisk dla krewnych i znajomych królika,
- skoro stadion ma być wyposażony pod wymagania tylko jednego klubu piłkarskiego to niech ów klub finansuje jego budowę z własnych środków. Nie zamierzam dokładać się do pokrywania kosztów zmiany projektu stadionu bo kilku kibicom nie odpowiada kolor krzesełek, nie zamierzam także dokładać się do przeprowadzania badań opinii publicznej na temat koloru krzeseł przez specjalnie wynajętą firmę. Od początku przedstawiano stadion jako bursztynowy – nawet jego kształt miał przypominać bursztyn… I tak, choć tego nie chcę, dokładam się do budowy stadionu dla jednego klubu piłkarskiego, który nie wiadomo w której lidze będzie grał za rok czy dwa, zresztą aktualnie także nie ma żadnych sukcesów,
- nie interesuje mnie polska, skorumpowana do szpiku kości, piłka nożna, w której nie chodzi o żaden sport tylko o gruba kasę i układy,
- nie interesuje mnie list pochwalny od Lorda Danzigera, w którym poza treścią nawet podpis będzie powielony . Tym bardziej nie interesuje mnie tablica pamiątkowa, na którą rozjuszeni kibice będą pluć albo gasić na niej pety,
- nie trafiają do mnie farmazony, według których składka narodowa ma na celu integrację społeczeństwa – by lud poczuł, „że stadion jest jego”,
- podobno nie żyję już w PRL-u, a takie akcje to typowy „betonowy”, socjalistyczny PRL,
- nie jestem naiwny, już nie.

1 komentarz:

  1. Lud nie musi się składać, żeby odczuć że stadion jest jego. Wystarczy, że porówna się koszty budowy stadionu z kosztami drobnym, większych i całkiem dużych inwestycji chociażby drogowych, które można by realizować gdyby nie "pomnik".

    OdpowiedzUsuń